sobota, 24 grudnia 2016

Wesołych Świąt

Oksymoron to figura retoryczna, którą tworzy się przez zestawienie wyrazów o przeciwstawnych znaczeniach, np:

  • gorący lód
  • zimne ognie
  • żywy trup
  • sucha woda
  • spiesz się powoli
    oraz
  • Wesołych Świąt...


Liczę jednak, że Święta mogą być wesołe i że nie jest to żaden oksymoron :) Z pewnością radości dostarczą nam nadze futerka :) :) ale to w sumie codzienność ;)

Życzę Wam moi kochani, abyście w te Święta mieli czas się zatrzymać, zastanowić, co jest w życiu naprawdę ważne i czemu należy poświęcać swoją uwagę. Dobrych Świąt, rodzinnych, bez sztuczności i nadęcia, z dziecięcą radością, pełnych prawdziwej miłości.

Życzymy MY czyli ja i moje ukochane koty: Gucio, Łini oraz Fifi.

(zdjęć świątecznych brak, choinkę dopiero będziemy ubierać jutro, a właściwie dziś... ;))

niedziela, 18 grudnia 2016

Gustuś

Ostatnio sporo chorowałam. Najpierw przeziębienie, a później straszne zapalenie spojówki i rogówki! Musiałam oszczędzać się od kompa. Ten czas miał jednak sporo plusów :) Poza tym, że nie musiałam chodzić do kieratu ;) mogłam poprzebywać z kotkami <3 One też się chyba przyzwyczaiły do mojej obecności i teraz ciężko będzie wrócić do codzienności. A jutro poniedziałek...

Przedmiotem mojej obserwacji był Gustaw. Pofociłam go trochę :)

Tu zbójecko łypie przez okno

wtorek, 13 grudnia 2016

Wystawa kotów rasowych

3-4 grudnia odbyła się wystawa kotów rasowych na Stadionie Narodowym. Przyznam się, że nigdy nie byłam na takiej wystawie i chciałam zobaczyć jak to jest. Chciałam też na żywo zobaczyć rasy kotów, których nigdy nie widziałam.

Zainteresowanie było ogromne. Gigantyczna kolejka zakręcała wiele razy zanim dostało się do kasy. Czy było warto? Trudno powiedzieć. Tylu biednych, umęczonych kotów w jednym miejscu nie widziałam nigdy! Zamknięte w małych klatkach, apatyczne, przestraszone... Jestem pewna, że aby przetrwały taką wystawę muszą być nafaszerowane środkami uspokajającymi :( Niektóre koty były maksymalnie przerażone tłumem odwiedzających. Najgorsze były bachory (inaczej nie da się nazwać tych dzieci). Za wszelką cenę próbowały dotknąć, pomacać, odsłaniały zasłonięte klatki, wsadzały głowy strasząc koty. A rodzice przyklaskiwali takiemu zachowaniu! Jak zwróciłam uwagę, zostałam niemalże zlinczowana!

Ale rzeczywiście wystawiane koty były przepiękne! Okazałe maincoony, syberyjskie, norweskie. Piękne devon rexy ;) egipskie, abisyjskie.. wszystkie cudne! Kilka fotek udało mi się pstryknąć (oczywiście bez flesza, aby nie przerażać jeszcze bardziej kotów).






Tylko czy to wszystko jest warte męczenia tych biednych zwierzątek? Wystawy są potrzebne z pewnością, to najważniejsze wydarzenia dla hodowców. Ale...

A Wy co o tym myślicie?

sobota, 10 grudnia 2016

Testujemy karmę Josera

Jakiś czas temu napisał do nas miły Pan z pytaniem, czy chcielibyśmy przetestować karmę Josera. Karma nie jest mi obca, od czasu do czasu kupowałam ją moim futerkom, dokąd nie przerzuciłam się na Sanabelle.

Tak więc z przyjemnością postanowiłam zobaczyć, jak będzie obecnie smakowała Josera. Zamówiliśmy dwa rodzaje: Catelux z kaczką i ziemniakami zapobiegającą powstawaniu kul włosowych oraz Leger dla kotów mało aktywnych i wykastrowanych (z misją odchudzenia Łiniego ;))

Kotom bardzo spodobała się przesyłka. Oglądały paczki ze wszystkich stron. Opakowania mają bardzo dobre, praktyczne zamknięcie umożliwiające szczelne zamknięcie i zapobiegające zwietrzeniu karmy. Dla mnie jest to istotne. Kupuję zawsze duże worki karmy, przesypuję ją do niewielkiej puszki tak, aby była pod ręką i z niej nakładam jedzenie kotom. Dlatego ważne jest, aby pozostała część karmy była szczelnie zamknięta. Opakowania Josera to umożliwiają.










Koty z apetytem zajadają Joserę. Cieszę się, bo to znaczy, że będę mogła im ją kupować i nie będą wybrzydzały (oj potrafią być wybredne) :)

A oto najedzony Łini ma sjestę poobiednią ;)


I ja idę posjestować ;) Miłego weekendu!

środa, 23 listopada 2016

Ale ten czas leci

Już zaraz mamy grudzień. To straszne, że dni mijają tak szybko, a mnie dopadł marazm i lenistwo na tyle, że nic nie byłam w stanie wyskrobać na blogu... najchętniej bym spała :) a moje koty na mnie ;)

Kiedy to byliśmy już w Kazachstanie... mija trzeci tydzień od powrotu. Cudownie było oderwać się od codzienności i pojechać do ukochanej Azji Centralnej choć na tydzień. Szkoda, że podróż zawsze jest strasznie męcząca (12h) i to przestawienie czasowe (+5h), ale i tak warto!

Załatwiłam sprawy biznesowe i znalazłam czas na wypoczynek :) w międzyczasie spotkałam się z headhunterką w Ałmaty i ... poza tym, że całą rozmowę rekrutacyjną przeszłam w języku rosyjskim (jestem z siebie dumna) to jeszcze dostałam propozycję pracy w mojej branży! :) Niestety po powrocie do kraju sprawy się lekko pokomplikowały, okazało się, że moja mama jest chora i nie mogę teraz opuścić kraju :( a już bym pakowała walizki i koty! Nie ma tego złego, jak się raz udało to widać, że można. Ważne było spróbować i nawiązać kontakty :) Pierwsze koty za płoty, jak to się mówi :)

W Astanie przywitał nas, jak wylądowaliśmy nad ranem, solidny mróz. Na trawie leżała spora warstwa śniegu... Na szczęście w ciągu dnia przyszło lekkie ocieplenie :) Astana jest piękna. Nowy Jork Azji Centralnej. Nowoczesna, zadbana, rozbudowująca się. Oczywiście tylko centrum, bo poza nim dalej można spotkać stare budynki, brudne, zatłoczone marszrutki i pełne ludzi bazary :)























Z Astany polecieliśmy do Ałmaty i przeżyliśmy termiczny szok :) Z typowo zimowych temperatur przenieśliśmy się do +20st! Ałmaty są takie bardziej swojskie, nie takie nowoczesne, mają swój niepowtarzalny klimat. Położone są w dolinie i otoczone wysokimi górami. Gdy w górach leżał już solidny śnieg, w mieście świeciło słonko i można było chodzić w krótkim rękawku :) Zdjęć dużo nie robiliśmy, bo byliśmy tu już drugi raz. Najbardziej zafascynowała nas wyprawa kolejką linową na średnią stację na wysokość ok. 2,8 tyś metrów. A tak to szwendaliśmy się po ulicach, podziwialiśmy uliczne bazary (nie mogłam patrzeć na to mięso rozłożone na stolikach pod gołym niebem) i chłonęliśmy atmosferę miasta.

















Szkoda było wracać. Tak krótki i intensywny wyjazd tylko nas rozstroił emocjonalnie i ciężko było wracać do kieratu. Teraz intensywnie wyjeżdżamy na weekendy :) no nie mogę usiedzieć spokojnie w miejscu :) :)

Koty się już przyzwyczaiły, że w weekendy nas nie ma, choć jest im smutno i zawsze witają nas jakby nie widziały latami :) Za to w tygodniu poświęcamy im mnóstwo uwagi i czasu, aby wynagrodzić weekendowe rozstania. O tych krótkich wypadach, testowaniu nowej karmy i codzienności napisze niebawem.