piątek, 31 sierpnia 2012

Furminator - czyli dbanie o sierść kota

Wczoraj przyszła do mnie wyczekiwana przesyłka z allegro - FURMINATOR! Wiele czytałam o tym specyficznym grzebieniu i zapragnęłam wypróbowac go na moich kotach. Odkąd mam 3 koty, odkurzanie raz w tygodniu to mało, aby pozbyć się kłębów sierści z zakamarków mieszkania...

Koleżanka kiedyś już wspominała, że jak zakupiła furminator i zaczęła wyczesywać nim swoje koty, to błyskawicznie zauważyła, że wypada im dużo mniej sierści. A że wydatek nie jest drastyczny, postanowiłam spróbować :)

Tak więc na pierwszy rzut poszedł Łini. Pół torebki sierści z niego wyszło. Od razu po wyczesaniu zauważyłam gładszą i milszą w dotyku sierść. Ile włosów wyszło mu z ogona!! ;) Niestety proces wyczesywania nie załapał się na zdjęcia, bo Łoini wił się jak żmija, żeby uwolnić się od szczotki. Więc we dwójkę musieliśmy go wyczesywać. Jedna osoba trzymała Łiniego, aby się nie uwolnił (ja), a druga wyczesywała.

Z Guciem nie poszło łatwiej. Jednak jako kotek krótkowłosy stracił dużo mniej sierści. Tu udało zrobić się dokumentację zdjęciową:
Wyczesywany furminatorem Gucio (obok leży torebka z sierścią)

Nawet Fifi panikara dzielnie zniosła wyczesywanie. Wreszcie pozbyła się tony sierści, która wręcz wokół niej fruwała.

Nawet kotka Fifi dzielnie zniosła wyczesywanie furminatorem

I w ten oto sposób cała moja gromadka kotów została wyczesana :) Czynność zamierzam powtarzać raz w tygodniu. Zobaczymy, czy rzeczywiście dzięki temu koty będą miały ładniejszą sierść i przede wszystkim będą gubiły mniej włosów.

Furminator c.d. - koty były wyczesywane przez kilka dni po trochu. Efekt jest imponujący :) Naprawdę gubią mniej włosów. Zobaczymy, jak będzie dalej.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Łini motocyklista

Koty to ciekawskie stworzenia. Jedne mają taki charakter, że od razu badają ciekawostki napotkane na swojej drodze, inne natomiast przyglądają się z daleka, oceniając ewentualne zagrożenie i dopiero upewniwszy się, że nic im nie grozi, zaczynają zwiedzać :)

Łini to kot należacy do tych ciekawskich odważnych. Gdy pojawi się coś nowego, od razu musi to zbadać. I tak pod nasz ogródek zajechała dziś sławna (w niektórych kręgach napewno) Ania Jackowska. Podróżująca samotnie po świecie na motorze kobieta :) Wnuczka jednaj pani mieszkającej w moim bloku. I Ania zostawiła motor przy moim ogródku. Łini natychmiast musiał "zbadać gościa". Wlazł na motor na siedzenie kierowcy i wąchał go zajadle :) Z balkonu wyglądało to mniej więcej tak, jakby właśnie przymierzał się do jazdy. Oto dokumentacja:

Mój kotek Łini na motorze :)