Poznajcie Gucia, już teraz wyrośniętego Gustawa :)
Swojego czasu duża część Internetu o nim usłyszała
(zwłaszcza użytkownicy miau.pl), niestety w smutnych okolicznościach, ale dojdę
i do tego...
Gdy już przeprowadziliśmy się na swoje, nie mieliśmy żadnych
„kocich ograniczeń”! To było jasne, jak słońce – chcemy towarzysza dla Fifi. Najlepiej
małego kotka, aby mogła go łatwiej zaakceptować. Pamiętajmy, że Fifi nie lubi
tłumów.
Znów kilka telefonów. Nic. Żadnych małych kotów, to nie
sezon, początek listopada. Przeszukujemy Internet, małe koty rozchodzą się jak „świeże
bułeczki”. Nic. Cóż czekamy. Znów kilka telefonów, w tym oczywiście do DT u
Magdy. I nagle radosna nowina – jest szkrab! Szaro bury, taki jakiego sobie
wymarzyłam (tak naprawdę znów wzięłabym każdego, ale jakoś tak chciałam, aby
był to szaro-bury dachowiec). Historia smutna. Maluch został znaleziony na
działkach.. przy martwej matce :( wył wniebogłosy :( Trafił do DT, gdzie przechodził właśnie szczepienia. Taka bieda – 2 miesiące.
Jedziemy! Pakujemy klatkę, zabieramy po drodze Magdę, która
w klatce ma kolejne kocie nieszczęście – dymnego Koksika. Koksik kradnie moje
serce w drodze po Gucia.. Miałam przez chwilę dylemat, ale mój K. gdy zobaczył
Gucia był pewien – zabieramy go! (Koksik na szczęście długo nie czekał na swój domek). Gustawek był wielkości dłoni :) maleństwo. Pani Jola
(u której był na DT) rozpieszczała nyguska. Okazało się, że to nie taki zwykły
szaro-buras, a marmurek o jedwabiście gładkiej sierści :) Gdy popijaliśmy herbatę
oczywiście rozmawiając o kotach, Gucio spał grzecznie na kolanach K.
I zabraliśmy go do domu. Fifi nie powitała go
entuzjastycznie ;) Raczej się obraziła, syczała na malucha, jednak on to kot
wielkiej odwagi. Małe to to było, a z Fifi sobie już drwiło ;) Jej ogon to była
świetna zabawka, jej ulubione miejsca do spania były okupowane przez Gucia. No
cóż, musiała go zaakceptować. Zaakceptowała. Do tego stopnia, że wręcz
potraktowała go jako synka. Myła go, tuliła… bawiła się z nim, przybiegała na
każde jego miauknięcie. Kocia mama :D
Gucio wyrósł już na dużego Gustawa :) Ma już 3 latka. Niestety
przez 7 miesięcy nie było go z nami :( Gdy miał troszkę ponad roczek, zawieźliśmy go do rodziców K. razem z Fifi, a
sami pojechaliśmy do Wilna. Wyjazd był bardzo udany, ale jak wróciliśmy okazało
się, że Gucio zaginął… w całkowicie obcym dla siebie środowisku, w połowie
listopada. Całą relację z jego poszukiwań można przeczytać tu: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=120326
Ja nie chcę już do tego wracać.. Te 7 miesięcy poszukiwań to był chyba
najgorszy koszmar w moim życiu. Na szczęście znaleźliśmy Gucia!!! :) I bestia jest z nami.
A teraz kiedy wyjeżdżamy, zostawiamy rodzicom klucze i wpadają do kotów. Już
ich nigdzie nie wywozimy.
Oto Gucio, którego kiedyś pomagało mi szukać z pół Polski,
za co bardzo, bardzo dziękuję!:
Takie to było małe :) |
To zdjęcie sprzed zaginięcia... |
Harce kocie - Gucio i zdziwiona Fifi |
Tygrys szablo-zębny jeden :) |
W promieniach słońca :) |
Cudny! Widać, że ma charakterek, łobuz jeden;)
OdpowiedzUsuńłobuz, łobuz :) ale słodziak przy tym i charakterna bestia ;)
Usuńostatnie zdjecie super:)no i pierwsze bez dwoch zdan:)
OdpowiedzUsuńAle historia...
OdpowiedzUsuńhistoria mrożąca krew w żyłach.. nie życzę takich przygód nikomu, to był najgorszy koszmar w moim życiu.. ale dobrze, że Gustaw się odnalazł! :)
Usuń