sobota, 15 lutego 2014

Diagnoza nr 1

Gusta wygryzania się ciąg dalszy, ale chyba idzie jednak ku lepszemu. Poszliśmy z nim ponownie do weterynarza. Wcześniejsza pani weterynarz kazała smarować wygryzione miejsca Lorindenem N i Gustaw chodził nieszczęśliwy w kołnierzu.

Nieszczęśliwy kotek w kołnierzu

O wszystko nim zahaczał...


Dobrze, że poszłam do innej weterynarz, z tej samej kliniki, ale takiej, która przy okazji jest behawiorystką. Wykluczyła ona wygryzanie się ze stresu i wstępnie alergię. Powiązała kocie wygryzanie z wcześniejszą plagą pcheł (to samo podpowiadała moja intuicja) i postawiła pierwszą diagnozę - tasiemiec. Może być tak, że Gucio wygryza sobie miejsca, gdzie go swędzi przez wewnętrzne ruchy tasiemca. Zabrzmiało to nawet rozsądnie. Gustaw dzielnie zniósł wizytę, został umyty dokładnie z Lorindenu, wygłaskany, wychwalony za piękną sierść ;) a ja wyszłam z gabinetu z tabletami na gruntowne odrobaczenie dla całej trójki - Optivermin. Już podajemy 4 dni, jeszcze została jedna porcja.

Podawanie tabletek kotom to hardcore! Gusto znosi to dzielnie, Fifi jako tako, za to Łini szaleje. Nie da sobie pyska otworzyć, wije się jak węgorz - masakra. Aplikacje po strasznej walce na szczęście zakończyły się sukcesem ale i stratami - podrapaniami i pogryzieniami. Na szczęście dziś ostatni raz :)

Muszę przyznać, że Gustaw się nie wygryza już. Obserwujemy go bacznie i jest poprawa, sierść odrasta. Może więc faktycznie robale i tasiemiec były przyczyną? We wtorek kontrola. U tej samej miłej p. weterynarz. Nie chcę zapeszać, ale chciałabym, aby diagnoza nr 1 była tą ostatnią :)

A tak przy okazji, to byłam w wielkim szoku, gdyż nie mieliśmy problemu z wsadzeniem Gustawa do transporterka! Sam się do niego pchał, choć przez kołnierz nie mógł wejść. Zrobiłam kilka zdjęć na pamiątkę ;)







Zdjęliśmy kołnierz, Gustaw sam wlazł do transporterka i popędziliśmy do weterynarza :)
Chyba pierwszy raz nie miałam żadnego problemu z wsadzeniem kota do transporterka :) Oby tak było zawsze ;)

niedziela, 9 lutego 2014

Wygryzanie

A już myślałam, że podzielę się z Wami dobrą nowiną, że z Guciem lepiej. Było lepiej przez jakiś czas, nie wygryzał się. Jednak widzę, że cały czas jest osowiały i markotny. Apetyt ma, ale poza jedzeniem chowa się i nie jest zbyt aktywny. To oznaka, że coś jest nie tak :(

Dziękuję Wam za wszystkie rady, jednak bez specjalisty oczywiście się nie obejdzie. Jutro idziemy na kontrolę. Kontrolę i konsultację, ponieważ tamto miejsce przy ogonie się goi ale... pojawiło się nowe wygryzienie :( na nodze :(


Psychika? Naprawdę nic się nie zmieniło. Nic nie ma nowego poza walizkami, których nie mogę spakować na pawlacz, bo są okupowane na zmianę przez koty. Są trzy pory karmienia, dostają trochę mniej jeść, bo jak wiecie trwa dieta (która przyniosła efekt!), ale regularność jest taka sama. Co się dzieje?

Zaraz nasmarujemy Gucia Lorindenem N i kołnierz na głowę. Biedny :(

Pamiętam, jak kiedyś wygryzała się kotka mojej koleżanki. Przy szyi. Cały czas, do krwi, od zawsze. Lekarze zdiagnozowali, że to stres. Brała leki. A jak koleżanka się przeprowadziła, wygryzanie minęło. My niestety nie wyprowadzimy się, a może i stety, bo to mógłby być dla Gucia większy stres.

A już miałam napisać, że jest tak fajnie. Było dziś tak ciepło i wiosennie. Koty szalały po ogródku. Myślałam, że idzie ku lepszemu...





Trzymajcie kciuki za Gucia. Tak bardzo chcę mu pomóc. Jutro konsultacja weterynaryjna, mam nadzieję, że coś wskóra...

wtorek, 4 lutego 2014

Wydrapaniec

Moi Drodzy, mamy problem... a raczej problem ma Gustaw a my razem z nim...
Od jakiegoś czasu Gucio bardzo intensywnie się mył, drapał, skubał. Obawiałam się, że to nawrót pcheł (pamiętacie jak walczyliśmy z pchłami?). Poszłam więc do weterynarza i zakupiłam Fiprex. Od razu podaliśmy kotom na sierść. I co? I nic. Łini i Fifi się nie drapią a Gucio... wylizuje się :(

Co mu jest? Poszliśmy z nim do weterynarza. Obejrzał wnikliwie, pcheł ani pasożytów nie stwierdził, ani świerzbu ani nic niepokojącego. A Gucio się drapie. I to przy ogonie :( Wygląda to tak:


Wygryziony kuferek Gucia
U weterynarza dostał jakiś zastrzyk i zalecenie smarowania maścią Lorinden N. Wygryzł się aż do podszerstka :( I nie widzę, aby mu mijało...

Może umiecie pomóc, poradzić, co robić? Tak chcę mu pomóc, a nie wiem zupełnie jak...

Wszystkie pozostałe koty OK, bez żadnych objawów.


sobota, 1 lutego 2014

Odwiedziny w Krakowie

Niestety, ten weekend spędzam poza domem. Smutno mi i żałuje, że nie będę miała czasu dla moich kotów. Jedyna dobra rzecz to to, że jestem w Krakowie :) Szkoda, że służbowo...

Nic to. Trzeba przeżyć i starać się cieszyć tym, co jest :) Wczoraj wieczorem pospacerowałam sobie po Krakowie. Odwiedziłam Wawel, zajrzałam na rynek. Magicznie. Ale strasznie zimno. Okropnie wiało i szybko wróciłam do hotelu. Co nieco jednak zobaczyłam:

Wawel

Kościół Św. Piotra i Pawła

Kościół Mariacki

Sukiennice

Dziś natomiast po pracy odwiedziłam znajomych. Nie wiedzieliśmy się 2 lata! Poznaliśmy ich już 4 lata temu przez hospitalityclub.org Byliśmy u nich w Kijowie i tak zaczęła się nasza znajomość, która trwa do dziś. Później oni przyjechali do nas a później.. z racji wszystkich negatywnych wydarzeń na Ukrainie, postanowili zamieszkać w Polsce. I mieszkają właśnie w Krakowie :) No szkoda, że nie w Warszawie, ale cóż oddaję hołd - Kraków jest dużo bardziej magiczny od Warszawy!

Mają kota - Atosika. Poznaliśmy go jeszcze w Kijowie. Śliczny, czarny, łagodny puchacz. Kot podróżował z nimi, był w Pradze, Barcelonie, a później przyjechał  do Polski. Mają też dwójkę ludzkich dzieci: Martin - 2,5 roku i Alicja - 9 miesięcy. Atosik jest w stosunku do nich bardzo łagodny :) Trochę prycha i ucieka przed Alicją, ale nie jest agresywny. Po prostu mała jeszcze za bardzo nieświadomie mu dokucza, choć Dima i Zuli starają się ja edukować. Mały Martin już się nauczył, że kotka należy szanować i głaskać :) Już nie ciągnie go za uszy ani za ogon :)

Podczas całego spotkania Atosik cały czas nam towarzyszył. Upatrzył sobie mnie, nawet siedział mi na kolanach, co ponoć do niego niepodobne, bo od nieznajomych trzyma się na dystans.
Taki śliczny jest Atosik:

Atosik - kot obieżyświat :)


Żałuję weekendy spędzonego poza domem. Cieszę się jednak, że spotkałam się z Dimą i Zuli. Nie jest im łatwo w Polsce, ale oboje pracują zdalnie w Moskwie, więc o pieniądze na szczęście nie muszą się martwić. :) Żegnając się, postanowiliśmy oczywiście częściej się spotykać :) Mam nadzieję, że tak się stanie.

A Kraków jest magiczny! Muszę tu jeszcze wrócić, bo ciągle brakuje czasu na jego "złażenie". Zawsze jestem w nim w biegu, to na konferencji, to w pracy... wierzę jednak, że w końcu przyjadę na dłużej i będę miała czas na poszwendanie się i pochodzenie spokojnie bez celu :) Tak najlepiej zawsze lubię poznawać różne miejsca.

A na samej konferencji spotkała mnie miła niespodzianka - miły pan barista zrobił specjalnie dla mnie o taką kawę:

Kawa z kotem


Życzę Wam cudownego weekendu z kotami. Moje niestety muszą za mną potęsknić (pewnie jak zwykle ja gorzej znoszę tą rozłąkę niż one ;)).