Nieszczęśliwy kotek w kołnierzu |
O wszystko nim zahaczał... |
Dobrze, że poszłam do innej weterynarz, z tej samej kliniki, ale takiej, która przy okazji jest behawiorystką. Wykluczyła ona wygryzanie się ze stresu i wstępnie alergię. Powiązała kocie wygryzanie z wcześniejszą plagą pcheł (to samo podpowiadała moja intuicja) i postawiła pierwszą diagnozę - tasiemiec. Może być tak, że Gucio wygryza sobie miejsca, gdzie go swędzi przez wewnętrzne ruchy tasiemca. Zabrzmiało to nawet rozsądnie. Gustaw dzielnie zniósł wizytę, został umyty dokładnie z Lorindenu, wygłaskany, wychwalony za piękną sierść ;) a ja wyszłam z gabinetu z tabletami na gruntowne odrobaczenie dla całej trójki - Optivermin. Już podajemy 4 dni, jeszcze została jedna porcja.
Podawanie tabletek kotom to hardcore! Gusto znosi to dzielnie, Fifi jako tako, za to Łini szaleje. Nie da sobie pyska otworzyć, wije się jak węgorz - masakra. Aplikacje po strasznej walce na szczęście zakończyły się sukcesem ale i stratami - podrapaniami i pogryzieniami. Na szczęście dziś ostatni raz :)
Muszę przyznać, że Gustaw się nie wygryza już. Obserwujemy go bacznie i jest poprawa, sierść odrasta. Może więc faktycznie robale i tasiemiec były przyczyną? We wtorek kontrola. U tej samej miłej p. weterynarz. Nie chcę zapeszać, ale chciałabym, aby diagnoza nr 1 była tą ostatnią :)
A tak przy okazji, to byłam w wielkim szoku, gdyż nie mieliśmy problemu z wsadzeniem Gustawa do transporterka! Sam się do niego pchał, choć przez kołnierz nie mógł wejść. Zrobiłam kilka zdjęć na pamiątkę ;)
Zdjęliśmy kołnierz, Gustaw sam wlazł do transporterka i popędziliśmy do weterynarza :)
Chyba pierwszy raz nie miałam żadnego problemu z wsadzeniem kota do transporterka :) Oby tak było zawsze ;)